Chiang Mai- Bangkok: pociąg nocny-13.5h- 2250THB/2 osoby
CHIANG RAI
W Chiang Rai wylądowaliśmy o 12:15. Jest to stosunkowo małe miasto, o wiele spokojniejsze od Chiang Mai. Turistas przyjeżdżają tu głównie, aby zobaczyć niekonwencjonalną Białą Świątynię.
Po wylądowaniu najprostszym sposobem na dotarcie do centrum i naszego hotelu było wzięcie taksówki. Zostawiliśmy tylko rzeczy w naszym Travel Inn i podeszliśmy na dworzec, żeby złapać autobus do WAT RONG KHUN (Białej Świątyni).
Cena autobusu: 20THB/os
Wejściówka: 50THB/os
Z autobusu wysiada się niedaleko wejścia do świątyni. Krótka kolejka do kasy i jesteśmy.
Jest to najdziwniejsza świątynia jaką zobaczyliśmy podczas naszej 3 tyg podróży- nie można odmówić jej jednak oryginalności 😀
Jej budowa zaczęła się dość niedawno, bo w 1997roku i trwa do dziś. Jej autor- Chalermchaia Kositpipata- stwierdził ponoć kiedyś, że zostanie ukończona od sześćdziesięciu do dziewięćdziesięciu lat po jego śmierci…. Ciekawe…..
Świątynia jak sama nazwa wskazuje jest z zewnątrz cała biała, aby wejść do środka trzeba przejść przez mostek. Pod mostem znajduję się rzeźba, która ma przypominać piekło. Ręce sięgają do góry i chcą Cie porwać :P. W środku nie dominuje już biel, po wejściu tam utwierdza się w przekonaniu że autor jest szaleńcem 😀 Na ścianie pikachu, Word trade center, gwiezdne wojny, minionki. Niestety zdjęć robić nie można. Wychodzimy na zewnątrz i znowu wszystko w bieli, dookoła świątyni znajduje się park. Jedynie kibel na terenie jest złoty 😛
Po wyjściu z terenu obiektu idziemy szukać przystanku. Nie jest on zbyt widoczny 😛
Wieczorem nocny targ, żarełko i do spania.
Następnego dnia wstajemy wcześnie i idziemy wypożyczyć skuter. Jedziemy w kierunku PN Lam Nam Kok, jakieś 25km. Trasa super, fajne widoczki, małe wioski. W parku dżungla, brak kogokolwiek, tylko my i nasz skuter. Nie łaziliśmy tam w zasadzie nigdzie, błąkaliśmy się po prostu po parku. W drodze powrotnej zahaczyliśmy jeszcze o wodospad Khun Korn– polecamy!
Wycieczka zajęła nam ok. 4h. Wracamy po rzeczy i lecimy na dworzec, żeby złapać autobus do Chiang Mai. Firma greenbus puszcza w zasadzie autobus co godzinę.
CHIANG MAI
Na dworzec w Chiang Mai docieramy po około 3.5h jazdy. Z poznaną polską parą bierzemy łączona taksówkę do centrum i idziemy zameldować się do CS House, gdzie spędzimy aż 4 noce. Jak na nas to megaaa dużo, żeby w jednym miejscu spać aż 4 noce 😀
Chiang Mai to największe miasto Tajlandii Północnej i dobra baza wypadowa do np. Złotego Trójkąta, górskich plemion oraz tak jak dla nas na super wycieczki skuterowe.
SKUTER W CHIANG MAI
Jak o skuterach w Chiang Mai mowa to jeździliśmy tam na nich przez 3 dni. Polecamy, żeby jednak wyrobić sobie prawko międzynarodowe, bo w Chiang Mai jak nigdzie indzie w Tajlandii płaci się dużo mandatów. Przynajmniej tak było w naszym przypadku. Wiem, że opinie w Internecie są różne, jedni policjanci uhonorują takowy dokument, inni nie 😛 Gdybyśmy jednak go mieli, nie zapłacilibyśmy w pierwszy dzień tam łapówki ;D. Otóż…. Na wyjazdach z miasta stali każdego ranka policjanci i zawijali turystów do kontroli. Ponoć płacąc mandat dostaje się kwitek, który uprawnia do jazdy bez prawka kolejne chyba dwa dni (?!) Nie jestem dokładnie pewna ile, bo takiego kwitka nie dostaliśmy. Daliśmy policjantowi jak się okazało w łapę (600 ichniejszych), a o kwitku dowiedzieliśmy się wieczorem.
Pętla Samoeng
Bardzo popularna traska na jednodniową wycieczkę skuterową z Chiang Mai. Prosta, łatwa i przyjemna nadająca się dla początkujących skuterowców. Liczy ok. 100km i okrąża ona PN Doi Suthep znajdujący się tuż obok Chiang Mai.
Trasa jest piękna i turbo widokowa. Fajną atrakcją na trasie są wodospady Mae Sa, skuter zostawia się na parkingu i można sporo pochodzić. Jest to zrobione w formie parku, od jednej kaskady do drugiej kierują nas tabliczki.
Na trasie pętli znajduję się też kilka miejsc widokowych, na których naprawdę warto się zatrzymać :D.
Dla nas super atrakcją tego dnia były również spotkane tak o po prostu słonie……. 😉
Pętle zaczęliśmy po 9, a skończyliśmy ok. 16.
PN Doi Suitep i okolice
Kolejna propozycja na fajną wycieczkę skuterową w okolicy Chiang Mai. Park znajduję się naprawdę bardzo blisko- jakieś 15km od centrum miasta.
Na terenie parku znajduję się bardzo ważna w Północnej Tajlandii buddyjska świątynia- Wat Phra Tat. Wstęp do niej kosztował 30 batów, było tam bardzo tłoczno, uważamy jednak, że warto było tam wstąpić.
W parku Doi Suitep znajduję się również kilka lokalnych małych wiosek. Bardzo chcieliśmy dojechać do jednej z nich. Polecaną jednak w Internecie, przewodnikach i biurach turystycznych byliśmy mocno rozczarowani!!! Zrobiono z tego miejsca niestety Krupówki… ;(;( Uciekliśmy więc stamtąd najszybciej jak się dało!!
Jak to ja, do każdej podróży staram się być dobrze przygotowaną, tak więc mieliśmy w zanadrzu do zobaczenia jeszcze jedną wioskę;). I to był strzał w 10!! Sama trasa- mega ładna, serpentyny i przede wszystkim prawie brak jakichkolwiek innych pojazdów- oczywiście mam na myśli turystów. Mowa o KHUN CHANG KIAN– wioska w której robi się kawę. Myśle, że mogę zaryzykować stwierdzenie, że tam w lokalnym sklepiko- knajpce, piłam najlepszą do tej pory kawkę w życiu ;)Przy kilku domach suszyły się ziarna kawy. W wiosce spotkaliśmy kilka maluchów wracających ze szkoły w swoich lokalnych strojach.
Absolutnym must see w wiosce jest również przejażdżka na sam jej koniec do szkoły, w której znajduje się punkt widokowy. Widać z niego Chiang Mai. W samej wiosce nie ma prawie żadnych spotów turystycznych- knajp, barów itp (stan na koniec 2017roku). Ogólnie mówiąc cisza i spokój wśród lokalnych domów i ich mieszkańców.
.
Jeżdżąc po parku i okolicy można oczywiście przystanąć w kilku punktach widokowych.
Wracając z wioski wydarzyła się nam druga na Północy Tajlandii przygoda ze skuterem (pierwszą była kontrola policji i łapówa :P). Otóż wracając z wioski już do Chiang Mai zatrzymaliśmy się jeszcze przy campingu. Zostawiliśmy skuter i poszliśmy się przejść. Wracając po obchodzie campsita niestety zastaliśmy przewrócony skuter…. Ułamała się klamka od hamulca.. ;( No i co tu robić?…. Było jednak jeszcze na tyle wcześnie, że wróciliśmy do Chiang Mai i szukaliśmy mechanika, który wymieni nam zepsutą część. Byliśmy u jednego majstra i drugiego i nigdzie nie chcieli nam tego zrobić. Aż wreszcie w 3 warsztacie wysłano nas do sklepu po zakup nowej klameczki i wymienili ją w ciągu 15min 😀 Za zakup i usługę zapłaciliśmy 80THB…. Problem jednak pojawił się gdy porównaliśmy obie klamki. Jedna była wytarta od używania a druga cała czarna… No ale cóż, może nikt się na skapnie, a nawet jak, to przecież część jest wymieniona :D.
PN Don Inthanon
Na trzeci dzień naszej wycieczki wybraliśmy PN Don Inthanon, położony ok. 100km od Chiang Mai. Dość daleko, większość turystów wybiera się tam zorganizowanymi wycieczkami autobusem.
Wstaliśmy więc wcześnie, aby o 6 wyjechać. Powody na wstanie tak wcześne były dwa: dłuższy dzień i więcej czasu do zmroku oraz ominięcie kontroli policji. Tak jak wspominałam wcześniej patrole są ustawione na wylotówkach z miasta, po 6 jeszcze nikogo nie było 😀
Droga do parku jest bardzo prosta, do bram jego zajechaliśmy około 8 rano. Po drodze musieliśmy jednak stanąć na małym bazarku i musiałam kupić sobie….uwaga…. rękawiczki 😀 Na skuterze poza miastem jechaliśmy dość szybko (ok. 80km/h), na północy kraju poranki są dość chłodne, musiałam więc kupić sobie tajskie rękawiczki na zmarznięte ręce 😀
Na terenie PN znajduje się najwyższy szczyt Tajlandii (2565m.n.p.m.), na który wyjeżdża się w zasadzie na samą górę drogą asfaltową. Droga na samą górę jest baaaardzo stroma.
Na dole na bramie do parku płacimy za wstęp 300THB od osoby plus 20 za skuter. Wstęp trochę drogi ale to normalka, że w Azji turyści płacą kilkakrotnie więcej za wejściówki niż lokalsi. Nie ma więc do dewagować, tylko płacić i jazda do góry.
Pierwszy pit stop robimy przy bardzo fajnych wodospadach- Wachirathan.
Następny przystanek to pagody poświęcone królowi oraz królowej Tajlandii (król Bhumibol Adulyadeja umarł w 2016 roku, królowa Sirikit). Wstęp tam to 40THB za osobę. Oprócz stup znajduje się tam całkiem przyjemny park.
Hitem tego dnia okazała się ścieżka przyrodnicza Kew Mae Pan, którą zwiedza się z przewodnikiem. Ścieżka ma niecałe 3km długości i wiedzie na wysokości około 2200m.n.p.m. Widoki po drodze miażdżą….. Aby jednak wejść na ścieżkę trzeba odstać swoje w długiej kolejce. Teoretycznie nie płaci się tam za bilet wstępu, ale koniecznym jest zwiedzanie z przewodnikiem. Jego koszt to 200THB. My dostaliśmy przewodnika tylko na naszą dwójke 😀 Pan przewodnik to w praktyce lokalny Pan mieszkający w pobliżu, nie mówiący ani słowa po angielsku 😉 Był jednak bardzo miły, uśmiechnięty i pokazał nam skrzeczącego żuczka. Jeżeli na szlaku było coś ciekawego po prostu wskazywał ręką. Na ścieżce zeszło nam około 1h40min.
Ostatnim punktem programu było dojście na sam szczyt do tabliczki z nazwą najwyższego szczytu kraju. Po zostawieniu skutera idzie się tam może 10 minut 😀
Około 13.40 zaczynamy zjeżdżać w dół i oczywiście tradycji stało się za dość z naszymi skuterowymi przygodami. Ale to co wydarzyło się w ten dzień na maksa nas przestraszyło!!
Jak wspominałam, na samą górę parku prowadzi bardzo stroma drogą, jadąc do góry miejscami na najstromszych odcinkach wlekliśmy się jak żółwie (nie wiem czy wspominałam ale zawsze wypożyczaliśmy jeden skuter na naszą dwójkę). Zabawa zaczęła się jednak gdy zaczęliśmy zjeżdżać w dół. Na ostrych i stromych zakrętach jechaliśmy jeszcze wolniej niż do góry. Na prostej, na której naszczeście pobocze było po lewej stronie ( w Taj mamy ruch lewstronny) Jędrek nagle zaczyna krzyczeć żebym hamowała butami……. Byliśmy przerażeni, ja na dodatek siedząc z tyłu na lekkim podwyższeniu nie dostawałam nogami do ziemi. Okazało się że przegrzał się nam jeden hamulec… Jednym działającym i butami wyhamowaliśmy na tyle żeby spokojnie zjechać na zatoczke po lewej stronie… To był prawdziwy HARD i zobaczyłam wtedy śmierć w oczach…
Stojąc na zatoczce zastanawiamy się i czytamy w necie co tu zrobić w takiej sytuacji, kiedy przed nami jeszcze kilka dobrych kilometrów tego zjazdu. Postanowiłam czekać przy drodze i zaczepiać pick upy jadące w dół. Nikt niestety nie chciał nas zabrać na pakę…….Byliśmy tam dobrą godzine. W międzyczasie wyczytaliśmy w necie, że jeżeli hamulec tylko się przegrzał to powinien po czasie zadziałać. Tak też się stało. Skoro nikt nie chciał nas zwieźć musieliśmy wsiadać i jechać dalej… Na sam dół jechaliśmy na szpilkach, naprawdę najwolniej jak się dało, wszyscy nas wyprzedzali. Udało się dojechać do bram barku, stamtąd naszczęście już tylko płaski odcinek do Chiang Mai.
Do centrum dojechaliśmy już po zmroku ok. 17;30, oddaliśmy skuter i poszliśmy na kolację, Kolejnym niebem w gębie było dla mnie danie kuchni północnej Tajlandii- zupka kow soy ;).
W Chiang Mai byliśmy 3 pełne dni. Czwartego mieliśmy zarezerwowany pociąg nocny do Bangkoku. Rano szybkie pakowanko i co nieco pochodziliśmy jeszcze po centrum. Byliśmy m.in. w najważniejszym kompleksie świątyń- Wat Phra Singh.
Postanowiliśmy, że na dworcu chcemy być ok. 14 i na spokojnie zrobić małe zakupy i zjeść coś przed podróżą. No i w knajpce dworcowej dorwaliśmy jednego z lepszych kurczaków z imbirem.
Pociąg do Bangkoku odjechał równo z rozkładem o 15:30. Polecamy taki sposób na dostanie się do stolicy z północy, zwłaszcza jeżeli o poranku, tak jak my, macie lot z Don Muang. Można wysiąść bezpośrednio koło lotniska. Był to oczywiście pociąg z miejscami do spania, które obsługa pociągu rozkładała wieczorem. W dzień siedziało się we dwie osoby naprzeciwko siebie, mając po środku mały stoliczek.
W Bangkoku planowo mieliśmy być około 4, mieliśmy jednak małą obsówe i wysiedliśmy o 5:15.
Dziękuje! Zapraszam do dalszej lektury 😉
[…] Chiang Mai (wpis macie tu: https://activemove.pl/tajlandia-polnocna-czyli-czym-jest-skuter-na-polnocy-kraju/) polecieliśmy AIR ASIĄ do Trangu, żeby w pierwszej kolejlności pojechać na KOH […]