
No dobra, może nie byliśmy w Kambodży niewiadomo jak długo (bo były to tylko 4 dni) ale zdecydowanie nie byliśmy tą większością turystów, którzy jadą tam tylko i wyłącznie by odwiedzić kompleks świątyń Angkor. I na tym ich pobyt u sąsiadów Tajlandii się kończy. Oczywiście nie krytykuje, każdy podróżuje po swojemu i jeździ tam gdzie ma ochotę 😉 Chciałabym jednak tym postem zachęcić, aby pochylić się głębiej nad Kambodżą przy planowaniu podróży bo naprawdę jest tam co robić i żałujemy, że nie udało nam się wygospodarować tam więcej czasu ;). Byliśmy z tego powodu trochę lamusami 😛
Ale po kolei…..
Gdzie byliśmy:
– Kompleks Angkor (Siem Reap)

– Okolice pływających wiosek

– Battambang i okolice

Gdzie spaliśmy:
Siem Reap: Blossoming Romduol Lodge 36USD/2 noce
Battambang: Hotel First , 24USD/ 2 noce
Jak się dostać:
Wybierając się do Siem Reap (miasto, baza wypadowa do Angkor) z Bangkoku wystarczy przejść się po turystycznym centrum i w jednej z agencji turystycznych kupić bilet na autobus. Zastanawialiśmy się jednak czy to będzie dobra decyzja, chodził nam bowiem po głowie pomysł aby dostać się tam na własną rękę (częściowo pociągiem,potem autobusem). Suma sumarum był to dobry wybór. Decydując się na dojazd do Siem Reap na własną rękę musicie poświęcić naprawdę sporo czasu, energii i nerwów.

Bilet na DIRECT BUS kupiliśmy wieczorem w dzień przylotu do Tajlandii. Wybieraliśmy się tam już następnego dnia. Przyjemność ta kosztowała nas 700THB za osobę. Pod biurem mieliśmy się stawić o 8:00. UWAGA: dopytajcie konsultanta w biurze czy wasz bus będzie direct!!! Sporo czytaliśmy o sytuacjach kiedy do granicy ludzi wiózł jeden autobus, a z granicy miał zabierać inny i turyści się po prostu gubili.

Na podróż do Siem trzeba zarezerwować sobie cały dzień. My wyruszyliśmy o 8:20 a na miejsce dotarliśmy dopiero o 18:30…….
GRANICA i wiza:
Owiane tajemnicą przejście graniczne tajsko- kambodżańskie w Poipet to przygoda sama w sobie!
Pokonując je, cały czas czuliśmy lekkie zdenerwowanie. Tutaj jednak przydatny okazał się nasz direct bus z Bangkoku…… Aby bowiem dostać się do Kamodży trzeba posiadać wizę i tutaj zaczyna się zabawa. Wizę oczywiście można nabyć online, można ją również kupić na granicy albo tak jak my zaufać obcej osobie, mianowicie koledze kierowcy autobusu i oddać mu paszport 😀
Czytając wcześniejsze blogi nierzadko ludzie opisywali jak spędzali długieeeee godziny na granicy aby załatwić wizę. Wiązało się to nie tyle z biurokracją, ile z tempem pracy, humorem celnika czy też ilości osób w okienkach. No i oczywiście łapówki, za wizę na granicy można zapłacić dodatkowo 5, 10 albo i więcej $. My za wbicie wizy oraz “fatygę” zapłaciliśmy gostkowi od paszportów 3000THB za dwie osoby.
Podczas kupna biletów na autobus zostaliśmy co prawda poinformowani , że wizy podczas drogi będą dla nas załatwione, nie wiedzieliśmy jednak, że będzie konieczność oddania paszportów obcej osobie.
No aleeee…….Jak się okazało dobra decyzja, samo przejście przez granice zajęło całemu naszemu autobusowi koło 40min…… Okienko, okienko, trochę stresu, niepewności i po sprawie. Samo przejście to mieszanka kilku światów…są żebrające dzieci, handlarze, kasyno…..
Udało się!
JEDNAK JESZCZE WAŻNA KWESTIA! Nie dajcie się nabrać na pitolenie i prawie przymuszanie Was do wymiany kasy na granicy. Kierowca będzie Wam opowiadał bajki o najlepszym kursie na granicy i o tym, że bankomaty gdzie indziej oszukują…… My na szczęście wymieniliśmy tylko drobną kasę, ale podróżujący z nami tym samym autobusem wyciągali kupe haisu z bankomatu i wymieniali setki dolarów na granicy…. Chyba mieli nie małe zdziwko podchodząc do kantoru w Siem Reap 😛
Jedziemy już po Kambodżańskiej stronie do Siem Reap. I tutaj właśnie pojawiła się jedyna niespodzianka tego direct busa. Okazało się bowiem, że autobus zatrzymuje się na „dworcu” poza miastem. Dworcem był jakiś stary hangar 😛 Już dojeżdżając, widzieliśmy tłumnie czekających skuterowców i tuk tukowców którzy czekali aby zarobić. Oczywiście tak się stało, do centrum, oddalonego około 20min jazdy, najprościej było dostać się właśnie z owymi panami. Tuk tuk do hotelu kosztował nas 190THB.
Do hotelu Blossoming Romduol Lodge trafiliśmy za pośrednictwem mojej kuzynki I jej męża i był to strzał w 10! Super warunki, super położenie, wszystko super! Polecam każdemu.


ANGKOR
Mieliśmy ambitny plan, aby być już na zwiedzaniu przy wschodzie Słońca……. Ponoć można obłędnie pofocić…. Jednak droga do Kambodży dała nam w kość i nie byliśmy w stanie się podnieść tak wcześnie .
Udało nam się zwlec przed 8 i po pysznym śniadaniu w hotelu o 8:30 byliśmy gotowi.
Planując zwiedzanie kompleksu braliśmy pod uwagę dwa rozwiązania. ROWER lub TUK TUKA. Pomysł na rower jednak szybko upadł ze względu na ogrom terenu, ale przede wszystkim ze względu na upał i duchotę nie do zniesienia… Teraz po czasie uważam, że dobrym pomysłem byłoby również wynajęcie skutera na własną rękę J
Tak więc wychodząc z hotelu od razu napotkaliśmy Pana z tuk tukiem, który po krótkiej negocjacji zabrał nas za 16$ na zwiedzanie!
Bilet wstępu w listopadzie 2017 kosztował 37EUR za osobę za bilet na jeden dzień. Cena może wydawać się duża, ale trzeba brać pod uwagę rozmiary kompleksu i ogromne koszty jego utrzymania i sprzątania. Było tam naprawdę bardzo czysto 😉

Jeśli nie macie wymyślonej trasy zwiedzania Angkoru to nie martwcie się, kierowca na pewno będzie wiedział gdzie was zabrać. Dodatkowo przy kasach znajdują się mapki, z oznaczonymi trasami małą i dużą.

Zdecydowaliśmy się na pętle mała z małymi dodatkami zaproponowanym przez Pana Kierowcę. W małej pętli zwiedza się najbardziej popularne świątynie. Nie oznaczało to jednak że wszędzie były tłumy 😛 Oczywiście przy Ta Prohm , Bayon czy legendarnej Angkor Wat była masaaa ludzi, jednak przy mniejszych świątyniach było prawie pusto.
Nie będę w tym miejsc rozpisywać się o historii tego magicznego kompleksu i poszczególnych świątyń. W tym miejscu trzeba po prostu być i to zobaczyć bo naprawdę Angkor robi niesamowite wrażenie. Rozpisywać się za bardzo również nie będę ze względu na naszą wewnętrzną tragedię, która stała się absolutną porażką tego wyjazdu….. Otóż nowa karta pamięci na której były WSZYSTKIE zdjęcia z Angkor zepsuła się na amen!!!!!! Nie pomogły ani specjalne programy odzyskujące dane ani nawet spece od tych rzeczy! TRAGEDIA! ;( W związku z powyższym z Angkor posiadamy tylko i wyłącznie słabe zdjęcia z telefonu <płacze>……




Do hotelu po zwiedzaniu dotarliśmy o 18:30 i od razu poszliśmy się na kolację. Nie jestem fanką opisywania tego co jem, ale w Siem Reap zjadłam swoja pierwszą potrawę w Azji, która zwaliła mnie dosłownie z nóg….. Był to AMOK – ryba gotowana na parze w liściach bananowca z mleczkiem kokosowym podawana z ryżem. Niebo w gębie!
PRAWIE pływająca wioska Kampong Phluk.
Do samego końca nie mogliśmy się zdecydować czy jechać na zorganizowaną wycieczkę na pływającą na jeziorze Tonle Sap wioskę czy też nie. Jest to druga, po Angkorze, popularna atrakcja w pobliżu Siem Reap. Na jeziorze, w domach na palach, mieszka ponoć ok. 3 tys osób, mają tam swoją szkołę, szpital etc.

Czytając jednak sporo opinii, natknęliśmy się również na mnóstwo tych negatywnych. Ludzie pisali że wszystko jest na pokaz dla zachodniego turysty. Postanowiliśmy więc, że do jeziora Tonle Sap dojedziemy na wypożyczonych z naszego hotelu rowerach i zobaczymy czy cokolwiek będzie widać 😉
Upoceni jak szczurki wstąpiliśmy po drodze na farmę krokodyli i mijaliśmy farmę lotosu.


Do miejsca gdzie dojeżdżają autokary z turystami z Siep Reap jechaliśmy około 1h. Opłacało się! Może nie zobaczyliśmy miliona pływających domów na środku jeziora ale za to kilka autentycznych domostw i ich mieszkańców. Jedynym minusem był wszechobecny smród zgniłych ryb 😛 Jędrek prawie się tam porzygał 😛



W drodze powrotnej weszłam jeszcze na fajny punkt widokowy z ciekawym widokiem na okolicę.

BATTAMBANG
Battambang jest oddalone około 4h drogi od Siem Reap. Jest to drugie, po Phnom Penh, co do wielkości miasto Kambodży. W samym mieście nie ma nic ciekawego i na tym polega jego urok. Nie ma tam prawie nikogo!!!!Okolice za to są bajeczne. Ruch turystyczny jest tam znikomy….. Podczas 3 tyg pobytu tylko jeden raz zdarzyło się nam, że jadąc masowym środkiem transportu byliśmy jedynymi turystami…. To było właśnie w drodze do Battambang. W samym centrum jest kilka fajnych knajpek i to w zasadzie tyle. Turystami, których na pewno tam usłyszycie będą francuzi, prowincja Battambang była kiedyś bowiem francuską kolonią.
W mieście dwie noce spaliśmy w hotelu First. Całkiem przyjemny hotel, trzeba mieć jednak na względzie że jesteśmy parą niewymagającą dużo pod kątem noclegów. Wystarczy nam w miarę czysty pokój z łazienką w środku i that’s it 😉
Na następny dzień rano postanowiliśmy ogarnąć bilety na autobus do Bangkoku. Bilet kupiliśmy za 19$ za osobę.
W Kambodży po raz pierwszy zdecydowaliśmy się wypożyczyć skuter. Za 8$ zaoferował nam go hotel .No to w drogę! Po drodze zalewaliśmy 2×2$ i całkowicie na naszą 6h wycieczkę wystarczyło. W naszym pierwszym azjatyckim skuterze nie działało prawie nic, włącznie z licznikiem 😛 Naszym pierwszym celem tej wycieczki miał być mało znany rezerwat przyrody. Po wpisaniu go w nawigacje, mapa pokazała nam, że mamy się kierować malutkimi dróżkami. Jechaliśmy wśród pięknej przyrody, pól ryżowych i małych wiosek. Po jakimś czasie jednak dróżki asfaltowe zaczęły stawać się dróżkami polnymi. GPS pokazuje że jeszcze godzina. Zaczyna się pojawiać błoto, schodzę ze skutera, Jędrek pomału się toczy. Kilka wielkich kałuż wodno błotnych no ale dalej jedziemy. Jędrek spada ze skutera w błotko 😛 Cały w błocie siada i jedzie dalej. Po chwili jednak nie ma nic innego oprócz ogromnego błota. Jędrek oraz skuter wyglądają tak jakby się w nim wytarzali. Chcą jechać razem na Dakar ale tym razem postanawiają już zawrócić….. :P:P Co tu robić jak wszystko w błotku, jak jechać dalej?! Potrzebujemy zajechać do hotelu i się przebrać, ale jak tam podjechać takim up…… skuterem?!? Zajeżdżamy na stacje, Pan tam pracujący wybucha śmiechem po chwili udostępnia nam szlaufa 😛

Po umyciu siebie i skutera ruszyliśmy dalej. Tym razem naszym celem (do którego dotarliśmy :P) był kompleks Phonm Sampov. Znajdują się tam świątynie oraz kilka jaskiń. Prawie wszystko jest na wzgórzu. Dwiema największymi atrakcjami są Jaskinia Nietoperzy, z której po zachodzie Słońca codziennie wylatuje miliony nietoperzy oraz Jaskinia Śmierci.


Jaskinia Śmierci była miejscem egzekucji ludności miejscowej przez Czerwonych Khmerów. Ich ciała były po prostu zrzucane na dół. Przed zejściem do jaskini można zobaczyć rzeźby pokazujące okrutną rzeź .



Na szczycie oprócz świątyni buddyjskiej znajdują się punkty widokowe. Krajobraz naprawdę zapiera dech w piersiach; )…… Dodatkową atrakcją jest też milion małp, które mi jednak osobiście podczas wizyty w Azji nie przypadły do gustu 😛






Tak jak wspominałam, codziennie podczas zachodu słońca z jaskini nietoperzy wylatują miliony zwierząt. Postanowiliśmy zjechać na dół ( na samą góre, tam gdzie są świątynie, można wyjechać na skuterze chociaż podjazd jest bardzo stromy) aby już koło 17:15 zając sobie dobre miejsce na obserwację. Jakby równo z zegarkiem o 17:30 zaczęły wylatywać. Myśleliśmy, że będzie to trwało ok. 5 min a jeszcze o 18 można było zauważyć ostatnie sztuki. Nietoperze co noc wyruszają na łowy. Jedzą one insekty z pól ryżowych przyczyniając się tym do uratowania około 2ton ryżu rocznie! Ludzie siedzą sobie tam na stołeczkach i popijają piwko, super klimat! Cały kompleks znajduje się tylko około 12km od Battambang.


Dzień mimo błotnych przygód był niesamowity!!!
Następny dzień pobudka wcześnie rano na autobus z powrotem do Bangkoku. 7:30 byliśmy już pod biurem. Na granicy znowu poszło szybko i o 17:30 byliśmy już w stolicy Tajlandii na dworcu kolejowym Hua Lampong. Następnego dnia rano mieliśmy lot z Don Mueang (lotnisko obsługujące głównie lokalne loty) na północ Tajlandii do Chiang Rai. Znaleźliśmy więc hotel 15min na nogach od lotniska aby nie musieć rano zrywać się za wcześnie.
PODSUMOWUJĄC
W tym miejscu skończyła się nasza wizyta w Kambodży, która bardzo nas zachwyciła, ale też ukazała jak biednym i odmiennym krajem jest od Tajlandii. Prawdziwą lekcję Kambodży przeszliśmy w autobusie jadącym do Battambang. Zaczepił nas wtedy pewien lokalny student i opowiedział nam mnóstwo rzeczy o tym jak ciężkie jest życie w Kambodży…… Naprawdę polecam, aby w Kambodży nie ograniczać się tylko do odwiedzenia kompleksu Angkor. Poza Siem Reap można naprawdę zobaczyć jak wygląda życie mieszkańców.