W pierwszym tygodniu wakacji wybraliśmy się kamperem na krótki tygodniowy wypad po okolicy Jeziora Bodeńskiego w Niemczech, Bawarii oraz regionu Voralberg w Austrii.
Było super, pogoda dopisała, a ja przypomniałam sobie jak to za dzieciaka zjeździłam z rodzicami i bratem ponad pół Europy w taki właśnie sposób :D. Wolność i swoboda– te dwa słowa najlepiej opisują takie kamperowe wypady. Nic w takich podróżach nas nie ogranicza– no może poza odgórnymi przepisami na temat tego gdzie można nocować w kamperze w danym regionie .
Termin: 26.06- 3.07
TRASA: Ingersheim (koło Stuttgartu)- Bad Urah- Zamek Lichtenstein- Meersburg- Eriskircher Ried- Langenargen- Lindau- Zamek Neuschweinstein- trasa piesza na Fellhorn- Quelltuff Gebiet Lingenau- trasa piesza na Spullersee- plażing w Kressbonn- Ingersheim
GDZIE SPALIŚMY?
Z racji tego, że każdy dzień spędzaliśmy w innym miejscu spaliśmy na parkingach (gdzie była taka możliwość) oraz kilka razy na specjalnych miejscówkach dla kamperów (nie są to campingi a tzw. kamper parki). Tuż przed wyjazdem natknęłam się na fajną apkę, która pomogła mi te wszystkie miejsca odszukać– Park4night– naprawdę fajne narzędzie. Oprócz kampingów, parkingów, camper parków można na niej też znaleźć miejsca zrzutu ścieków i nabrania wody pitnej.
Tak więc nocowaliśmy w:
- Bad Urach– parking położony najbliżej wodospadów
- Friedrischafen– parking niedaleko tej miejscowości
- Lindau– parking niedaleko tej miejscowości (spaliśmy na nim dwa razy, również w ostatanią noc)
- Bolsterlang (tuż obok Oberstdorfu)- kamper park 15eur/ noc. Był tam dostępny “serwis” dla kamperów (miejsce na ścieki i toaletę, woda pitna, toaleta)
- Andelsbuch– kamper park za free (miała być opłata 12 eur ale nikt nie zbierał akurat w tym czasie). Tam spaliśmy dwie noce pod rząd. Toaleta dostępna oraz woda.
DZIEŃ 1- NIEDZIELA- BAD URACH
Miasto-uzdrowisko w Niemczech, położone ok 1h jazdy od Stuttgartu. My jednak pojechaliśmy zobaczyć tam……..no oczywiście że wodospad, a jakżeby Bardzo fajny spacer, od parkingu na którym spaliśmy, szło się około pół godziny. Wodospad naprawdę niczego sobie, a my już naprawdę wodospadów mamy wieeeleee zaliczonych więc jesteśmy dość krytyczni . Niestety fotek wody nie mamy ponieważ już zmierzchało (szliśmy po 21) i nie było wystarczająco światła, żeby zrobić coś sensownego.
DZIEŃ 2- PONIEDZIAŁEK- ZAMEK LICHTENSTEIN
Owszem położony w Lichtensteinie- ale takiej małej miejscowości w DE. Jak to zobaczyłam to aż zgłupiałam i musiałam odpalić mapę, żeby zobaczyć czy aby na pewno to nie państwo . Miejsce jest położone zaledwie kilkadziesiąt minut jazdy od Bad Urach. Zamek naprawdę bardzo ładny i fajnie położony. Wstęp na dziedziniec 4EUR od osoby, parking poniżej głównego parkingu był za free. Było z niego ok 10min spacerem leśna ścieżką. Jak się okazało zamek jest własnością prywatną i często jest porównywany do słynnego Neuschweinstein. Mimo, że wygląda on na bardziej leciwy to został wybudowany dopiero w połowie XIX wieku. Naprawdę uroczy zameczek
DZIEŃ 2- PONIEDZIAŁEK- MEERSBURG
Pierwsza miejscowość odwiedzona przez nas, która jest położona nad Jeziorem Bodeńskim. Trochę ciężko było znaleźć parking, na którym można stać kamperem, ale po kilku nieudanych próbach się udało. Ogólnie zauważyliśmy, że właśnie w tych bardziej turystycznych miejscach (jezioro czy okolice Oberstdorfu) jest bardzo mało miejsc gdzie kampery mogą zatrzymać się na parkingu (nie na noc- a na dzień, nie mówiąc już o takim do spania!). Ale tutaj właśnie doceniłam szczególnie moją nową apkę W Meersburgu przeszliśmy się po całkiem ładnym starym mieście. Fajny klimat wąskich i kolorowych uliczek. W miasteczku znajduje się też zamek- ale takich atrakcji po zamku Lichtenstein narazie nie szukaliśmy. Wokół miasteczka znajdują się winnice- też ma to swój urok.
DZIEŃ 3- WTOREK- ERISKIRCHER RIED & LANGENARGEN
W internecie miałam na ten dzień wypatrzony spacer do rezerwatu przyrody Eriskircher Ried tuż koło Langenargen. Spacer po nim owszem był przyjemny ale sam rezerwat byle jaki Tak w sumie jakby go nie było . Po 2h spacerze poszliśmy przejść się po małym miasteczku Langenargen. Całkiem fajne ale chyba ogólnie na ten dzień nie mieliśmy za bardzo jakichś ambitnych planów– po prostu się szwendaliśmy.
DZIEŃ 3- WTOREK- LINDAU
Z Langenargen pojechaliśmy do Lindau- i owszem co do tego miasta miałam duże oczekiwania, bo pisali, że jest to jedno z ładniejszych miast nad Jeziorem Bodeńskim. Ale już na samym początku rozczarowały nas dwie rzeczy- deszcz i brak parkingów gdzie mógłby zaparkować kamper. Naprawdę po ulewie dość długo szukaliśmy miejsca gdzie można by zostawić nasze auto i nic nie mogliśmy znaleźć. Wkurzyliśmy się już i postanowiliśmy, że uciekamy z tego miasta. Ale będąc już na obrzeżach parking (i to jeszcze darmowy) sam się znalazł . Fakt do centrum na wyspę było stamtąd ok 40min na nogach, ale znowu zaczęło świecić słońce więc postanowiliśmy, że idziemy. Łażenie po INSEL LINDAU zajęło nam około 3h- bardzo ładne zabytkowe centrum. Jak uda się Wam znaleźć parking to naprawdę polecam. Zwłaszcza okolice portu i latarni morskiej. O 20.30 wróciliśmy do kampera i na szybko ogarnęliśmy na apce miejsce do spania oddalone 15 min jazdy od miasta.
DZIEŃ 4- ŚRODA- ZAMEK NEUSCHWEINSTEIN
Chyba na samym początku tego wpisu zapomniałam wspomnieć, że wybierając się na ten wyjazd nic kompletnie nie mieliśmy zaplanowane. Na miejscu z dnia na dzień wymyślaliśmy sobie co robimy. A że przez pierwsze dni prognozy były ciulowe to tak naprawdę to co robimy wymyślaliśmy nawet w ten sam dzień . I tak też całkiem przez przypadek Jędrek ogarnął w ten dzień rano przy kawie, że zamek Disneya jest całkiem w pobliżu (o sick! Co za ignorancja!).
No więc długo nie myśląc wrzuciliśmy go w nawigacje i nie dość, że pokazało niecałe 3h to jeszcze nadłożyć mieliśmy tylko około 1h drogi. Nadłożyć ponieważ prognozy się poprawiły i uznaliśmy, że to już czas na Alpy i pierwszą destynacje czyli Oberstdorf. Tak więc na sam początek dnia kierunek Neuschweinstein . Dotarliśmy na miejsce koło 12, parking dla kamperów za dzień to koszt 13 euro.
Wszystkie piękne fejsbukowe i instagramowe zdjęcia zamku są robione z mostu znajdującego się tuż obok. Niestety okazało się że jest on obecnie remontowany i zamknięty. No i kurcze w tym momencie to już się mocno zasmuciłam….. . Ale po chwili wpadliśmy na to, że na pewno gdzieś z innej strony jest również jakiś inny punkt widokowy o którym prawie nikt nie wie i odpaliliśmy mapę google. I takie miejsce znaleźliśmy! Fakt trzeba było przejść bez butów przez rzeczkę i wspinać się trochę do góry ale znaleźliśmy szlak który prowadził na platformę widokową Noo zamek naprawdę robi wrażenie!!! Czadowy! Zdjęcia wgl nie oddają tego jak wygląda naprawdę. Warto było poszukać innej ścieżki .
Zamek ten to chyba najczęściej fotografowana budowla w całych Niemczech. Wybudowany stosunkowo niedawno bo w XIX wieku przez bawarskiego króla Ludwika II Wittelsbacha. Król nazywany był bajkowym bo fascynował się średniowiecznymi władcami a także literackimi bohaterami legend i sag i na taki też wzór chciał wybudować swój zamek. Nie miał on pełnić funkcji obronnej, a miał być “domem” dla jego i jego rodziny i osoby postronne miały nigdy nie być w stanie wejść do jego rezydencji.
Zamek nie jest bajkowy tylko ze względu na swój wygląd, ale również na położenie wśród Alp Bawarskich. Wiele osób nazywa go Zamkiem Disneya i faktycznie patrząc na czołówki bajek tego studia można doszukać się kilku podobieństw.
Z zamku kierowaliśmy się już w kierunku Oberstdorfu. Zaczęły się wreszcie widoki po jakie pojechaliśmy– pierwsze piękne i skromne alpejskie doliny wśród których wiła się droga. Nie wiem czemu do tej pory myślałam, że Oberstdorf to będzie duże miasto! Okazało się to mniejsze niż Szczawnica I tutaj uwaga dla kamperowiczów. W tej części Alp Niemieckich nie można spać na dziko oraz na zwykłych parkingach. Wszędzie są zakazy i srogie kary za ich łamanie. Tuż koło Oberstdorfu, na mojej ulubionej apce wyjazdu, znalazłam bardzo fajny kamperpark za 15 eur za noc. Widoki stamtąd superowe A jeszcze bardziej cieszyły nas prognozy pogody na następne dwa dni .
DZIEŃ 5- CZWARTEK- FELLHORN
Ten dzień przebiegł nam pod hasłem AMATORKA, ale dlaczego dowiecie się zaraz (hahahaah).
Po 30 min jazdy od miejscówki gdzie spaliśmy dotarliśmy pod dolną stację kolejki na Fellhorn (2039m.n.p.m.). Parking na cały dzień kosztuje tam 5EUR. Na miejscu byliśmy około 10, było piękne full słońce i ani jednej chmurki.
Około 10:30 ruszyliśmy do góry i po ok 3h zameldowaliśmy się na szczycie. Widoki piękne, z jednej strony wysokie góry a z drugiej trochę jak Pieniny .
No i gdy byliśmy na górze gdzieś nad wyższymi szczytami zaczęły zbierać się dość brzydkie chmury. Postanowiliśmy więc dość sprawnie zbierać się na dół. No ale, że to góry (i to wysokie) to pogoda może zmienić się w 15 minut.
Tak też się stało że po około 15min od pojawienia się chmur zaczęły się pierwsze grzmoty i chmury były już praktycznie nad nami. Po kolejnych 10 minutach zaczęły spadać pierwsze krople. My po amatorsku (przecież zaczynając wycieczkę było full słońce i ani jednej chmury) kurtki oczywiście zostawiliśmy w aucie….. Gdy zaczęło naprawdę mocno padać schroniliśmy się na chwilę pod jakąś chatką ale po sekundzie przypomniałam sobie o otwartym na maksa oknie dachowym w kamperze i lodówce podpiętej do gniazdka tuż pod nim . Długo nie myśląc postanowiliśmy mocno podopinać plecaki i zbiegać na dół…….
Po około 20 minutach biegu rozdzieliliśmy się. Byłam już naprawdę mocno obsr*** bo na dole w okolicy parkingu wisiały już czarne chmury i w mojej głowie malował się coraz mocniej obraz spalonej lodówki lub auta Na speedzie trasę którą idąc pokonuje się w 2h, Jedrek zbiegł w 30 minut, ja w 40. Ja jednak ostatnie 500m dobiegałam do auta już w totalnej ulewie, która przerodziła się w grad. Ale zdążyliśmy przed apogeum! Auto, lodówka i my uratowani Taką właśnie amatorką popisaliśmy się tego dnia
Po przygodzie zaczeliśmy zastanawiać się nad planem na następny dzień. Bardzo chcieliśmy pojechać głębiej w Alpy i zobaczyć wyższe góry. Postanowiliśmy, że przejeżdżamy do Austrii i tam na miejscu wymyślimy sobie jakąś górska wycieczkę. Znowu za pomocą apki znaleźliśmy zajebisty kamperpark, który miał być płatny, a finalnie nie był. Samo się przycebulowało 😀
DZIEŃ 5- PIĄTEK-WIELKIE NIC
W ten dzień nie robiliśmy kompletnie nic ponieważ praktycznie cały czas padało. Chcieliśmy zrobić sobie krotką wycieczkę do do rezerwatu Quelltuf Gebiet Lingenau, ale nas dolało i musieliśmy się szybko ewakuować.
DZIEŃ 6- SOBOTA- WIELKIE WOOW SPULLERSEE
Top day całej naszej wycieczki! Całodniowa wycieczka górska w trochę już wyższych Alpach z takimi widokami,że kopara opadała….. Ale po kolei.
Najpierw trzeba było dojechać do DANUFEN (część większej miejscowości Klosterle), gdzie dojechać wcale nie było łatwo. Droga łącznie z przełęczą na 1778m.n.p.m. była jedną z najładniejszych dróg jaką kiedykolwiek jechaliśmy. Naprawdę widoki sztosss. Na ten dzień chcieliśmy zrobić traskę do jeziora SPULLERSEE i jeden ze szlaków prowadził właśnie z Danufen.
Żeby wyjść na szlak auto zostawiliśmy przy stacji wyciągu krzesełkowego Sonnenkopf. Nie wiem jak jest w zimie ale w lecie parking był darmowy. Stamtąd trzeba było podejść około 15 minut, żeby dostać się na szlak prowadzący nad jezioro. Podejście szlakiem piękne, choć trzeba przyznać że lekko hardkorowe bo bardzo ostro w górę. Szliśmy 2.5h. Ale nie ma tego złego 😀 Nie spotkaliśmy NIKOGO na szlaku idąc do góry.
Jednak większość turystów jest w tamtych rejonach wygodna i w miejscu gdzie da się wyjechać kolejką, autobusem itp to dużo osób z tego korzysta. Jakie było nasze zdziwienie gdy doszliśmy do jeziorka i zobaczyliśmy tam po pierwsze dziwnie dużo rowerzystów, a po drugie znak że przystanek autobusowy jest za 15min (WTF?!) Otóż okazało się, że do jeziora prowadzi droga asfaltowa z najsłynniejszego w tym regionie miasteczka, LECHA, a dodatkowo jeździ nią autobus przywożący turystów tych trochę bardziej leniwych…… Tak więc wokół jeziora (oczywiście da się je obejść i to nie asfaltowa drogą ) było trochę turystów.
Jedząc kanapki na ławeczce zaczęliśmy zastanawiać się czy nie warto by było zejść innym szlakiem na dół, do Lecha, i czy stamtąd nie dało by się wrócić jakimś autobusem do miasteczka gdzie mieliśmy samochód. Odpaliłam neta i oczywiście dało się!!!! Jest to, jak się okazało, bardzo popularna forma zwiedzania, że idzie się jednym szlakiem, schodzi innym i potem jedzie się autobusem. Świetnie to tam działa, zresztą zaczerpnięte jest to głownie z zimy, kiedy to te wszystkie ośrodki narciarskie są połączone i narciarze muszą potem mieć jak wrócić skibusem.
Tak więc postanowiliśmy schodzić innym szlakiem i nie była to oczywiście droga asfaltowa Był to za to kolejny pusty, piękny szlak. Przez przypadek okazało się, że jeszcze przechodzi on koło małego wodospadu :D:D. Po 2.5h doszliśmy do miasteczka Lech, gdzie poczekaliśmy niecałe pół godziny i za kilka euro z przesiadką ( w Langen) dojechaliśmy do wsi gdzie czekał na nas kamper. Tego dnia pogoda petarda utrzymała się cały dzień- więc tym razem kurtki które były w plecaku na szczęście się nie przydały….
Po tym dniu niestety zaczął się już zbliżać koniec naszego wyjazdu bo następnego dnia wieczorem mieliśmy już być koło Stuttgartu. Postanowiliśmy jechać na nockę na miejsce koło Jeziora Bodeńskiego gdzie już spaliśmy po wizycie w Lindau.
DZIEŃ 7- NIEDZIELA- PLAŻOWANIE
Ostatni dzień naszego tripa przywitał nas zajebistą pogodą więc postanowiliśy skorzystać z plażowania nad Jeziorem Bodeńskim. Po tych dwóch męczących wycieczkach należało się trochę czillu
Na szybko w necie ogarnęłam, że 15km od miejsca gdzie spaliśmy- w Kressbonn, jest fajna miejska plaża więc pojechaliśmy. Plażowaliśmy ok 4h, wstęp całodzienny kosztował 3 euro za osobę. Po 15 wyjechaliśmy kończyć naszego kamperowego tripa ;(;(
No piękny to był trip- naprawdę słowami nie da się opisać jaką wolność daje podróźowanie kamperem……. oczywiście nie zmienia to faktu, że trzeba być zorientowanym w przepisach, zwłaszcza dotyczących spania. Powróciły wspomnienia sprzed kilkunastu lat i napewno takie tripy dłuższe czy to krótsze będziemy powtarzać No a Alpy, które miały być wisienką na torcie podczas tego wyjazdu- rozwaliły system . CZADOWO!!
Ahoj!