Nadszedł czas na krótkie info na temat naszego pobytu w środkowym i południowym Wietnamie. Kręciliśmy się po okolicy pocztówkowego Hoi An oraz po HCMC (Ho Chi Minh City) czyli Sajgonie ;). 

Jak już pisałam w poście na temat Północnego Wietnamu (https://activemove.pl/nasz-wietnam-polnocny/) jak i ogólnym (https://activemove.pl/wietnam-z-gory-na-dol/) w kraju spędziliśmy 15 dni z czego 10 na północy oraz 5 w jego środkowej i południowej części. Oczywiście ktoś powie, że to krótko– i ja się z tym w pełni zgodzę! Bo 15 dni na cały Wietnam to nawet meeeega krótko, ale cóż poradzić! Trzeba było się spiąć i zobaczyć tyle ile się da najwięcej…..

HOI AN

W miasteczku Hoi An spędziliśmy 3 dni (24, 25 i 26 grudnia). Powiem takmimo tego, że jest to jedna z najpopularniejszych destynacji w Wietnamie i było tam masę ludzi to podobało nam się! Przyczyna jest bardzo prosta wietnamskie miasta nam się nie podobały-a starówka w Hoi An jest naprawdę pięknie zachowana i robi wrażenie. Zresztą nie bez powodu znajduje się ona na liście UNESCO….  

 

Jak dostaliśmy sie do Hoi An? 

Ano oczywiście nocnym autobusem 😛 Wcześniej byliśmy w Phong Nha i stamtąd w 9h przejechaliśmy sleeperem do Hoi An. W Da Nang- dużym mieście ok 30km od HA znajduje się również lotnisko- także dostać się tam jest naprawdę prosto.  

 

Gdzie spaliśmy? 

Ojjj no tutaj mieliśmy jedną z najlepszych miejscówek ever! Żeby trochę uniknąć tłumów w mieście, postanowiliśmy szukać noclegu jednak z dala od centrum. Na booking.com znalazłam kilka dni przed przyjazdem idealne miejsce- Chi Thanh Villa. Gospodarze super mili (do miasta dotarliśmy o 5 rano, a oni we dwójkę przyjechali po nas skuterami i pozwolili o 6 wejść do pokoju). Super, piękna i czysta villa, położona 1.5km od centrum. Można było u nich pożyczyć rowki i w 15 min fajną traską dostać się do centrum. Nie wspomnę już o cenach😛 Na tamten czas nocleg w takich super warunkach kosztował nas 40 parę złotych za pokój…… Polecamy turboooo 😉. Można też było zjeść u nich śniadanie.  

Dzień 1. 

Po krótkiej drzemce i przepysznym śniadaniu (Cao Lau- lokalny przysmak) wypożyczyliśmy rowki i pojechaliśmy na zwiedzandooo.  

Generelanie zwiedzanie starego miasta jest bezpłatne, ale żeby wejść do fajniejszych miejscówek (np most japoński, muzea itp) potrzebujecie wykupić bilet.  

Jest to bardzo fajna opcja bo za 120 000 VND kupujecie bilet wstepu do 5 dowolnych atrakcji (z 23 dostepnych). Kiosków gdzie można nabyć jest w miescie kilka, oczywiście najlepiej kupić przy wchodzeniu na starówkę.  

My postanowiliśmy z biletem zobaczyć: 

  • Most japoński 
  • Fujian assembly hall  
  • Traditional art performance theatre (występy) 
  • Hoi An museum 
  • Museum of folklore 

W pierwszy dzień byliśmy tylko w 3 miejscach, ponieważ nie ma konieczności wykorzystywania biletu w jeden dzień. 

Około południa postanowiliśmy pojechać rowkami na plaże, która znajduje się jakieś 5km od centrum miasta.  

Hoi An z internetu kojarzy się przede wszystkim z lampionami puszczanymi na rzece Thu Bon po zachodzie słońca. Po powrocie z plaży i po obiedzie akurat słonko zaczęło zachodzić więc przycupliśmy sobie na brzegu rzeki. W sumie fajnie, ale to już chyba jak dla mnie zbyt turystyczna i chyba romantyczna atrakcja 😉  

Dzień 2. 

Turbo intensywny. Pobudka wczesna bo w planach było My Son oraz Hai Van Pass SKUTEREM! 

W naszej willi można było wypożyczyć również skuter, więc nie szukając daleko ruszyliśmy.  

Sanktuarium My Son nazywane jest Wietnamskim Angkor Watem (przypomnę, że stamtąd straciliśmy wszystkie zdjęcia z karty pamięci z aparatu 😜). Jest to zabytkowy kompleks świątyń hinduistycznych, wpisany na listę UNESCO, położony ok. 40km od Hoi An. 

Zdecydowana większość turystów jeździ tam na wycieczkę autobusową (najczęściej zorganizowaną) my jednak postanowiliśmy pojechać skuterem! Hej przygodo!! Zresztą w planie na ten dzień mieliśmy też motocyklową przełęcz, ale tylko jeżeli czas pozwoli. No to jedziemy! 

Do My Son jechaliśmy około 1h 15min, droga całkiem spoko, gorzej tylko w miastach bo tam taki rozpierdololo skuterowy, że głowa mała- ale już chyba zdążyliśmy się przyzwyczaić.  

Z tego co sprawdzałam bilety wstępu nie podrożały od naszej wizyty i kosztuje to 150 000 VND/ osobę.  

Kompleks jest duuuuużo mniejszy, a budynki mniej okazałe niż w Kambodży, ale ogólnie to warto podjechać. Zwiedzanie zajęło nam ok 1.5h.  

Hai Van Pass – to górska przełęcz, która oddziela region wybrzeża północno środkowego od regionu wybrzeża południowo środkowego Wietnamu. Mówi się, że biegnie ona na trasie Hue- Da Nang. Biegną przez nią dwa szlaki transportowe- jeden przez ruchliwą autostradę, a drugi przez drogę, która da ci takie widoki, że o mało nie będziesz spadać ze skutera. (Z tego miejsca przypomnę, że na samym początku naszej podróży po Wietnamie zrobiliśmy zajebistą pętle motorową na północy kraju- łapcie ją tu: https://activemove.pl/petla-motocyklowa-ha-giang-polnocny-wietnam/).  

Hai Van Pass zyskała na popularności po wyemitowaniu odcinka Top Geara w 2008 roku.  

Dojazd do początku trasy na przełęcz (okolicy Da Nang) z My Son zajął nam około 1.5h. Droga nie należała  do najmilszych i najciekawszych. Prowadziła w większości przez ruchliwe miasta więc oboje przez ten czas byliśmy mocno spięci i skupieni 😛 Ale za to już wjazd na drogę do przełęczy zaczął nam wszystko wynagradzać. 

Niestety z braku czasu nie mogliśmy sobie pozwolić żeby dojechać aż do Hue. Wydrapaliśmy się jednak na samą góręzjechaliśmy kilka km w dół żeby jeszcze z drugiej strony podziwiać widoki. Było naprawdę warto!! 

Dzień 3. 

W ten dzień czas na zwiedzanie mieliśmy tylko do 18 bo wieczorem mieliśmy lot do Sajgonu. BTW wiele osób myśli, że stolicą Wietnamu jest Ho Chi Minh City- a tu zonk bo Hanoi 😛. 

Tak więc rano pojechaliśmy rowerami do centrum i weszliśmy do reszty miejsc przysługujących nam w ramach biletu. Oprócz tego zjedliśmy coś dobrego i po prostu poplątaliśmy się po przyjemnym Old Quarter w Hoi An.  

O 18 mieliśmy załatwiony przez naszych hostów z Willi transport na lotnisko. Na miejscu okazało się, że jeszcze miejsca na wcześniejszy lot i miła Pani z obsługi Viet Jeta pozwoliła nam polecieć o godzinę wcześniej do Sajgonu. 

Ho Chi Minh (Sajgon)

W Sajgonie spędziliśmy dwa dni, spaliśmy w Lala Hostel, który w sumie średnio polecamy. Na pewno lokalizacja była na plus. Wszędzie gdzie nas interesowało mogliśmy dojść na piechotę.

 

Dzień 1.

Wybraliśmy się na zorganizowaną wycieczkę na Deltę Mekongu. Dlaczego zorganizowaną? Ponieważ dojechać na własną rękę tam owszem można, ale nie opłaca się tego robić na jeden dzień. Druga sprawa to to, że jadąc na własną rękę koszty wychodzą dużo wyższe. Dlatego postanowiliśmy pierwszy raz podczas podróży w Wietnamie zdecydować się na kupienie gotowej wycieczki. Kupiliśmy ją na recepcji za 220 000 VND za łebka (około 45zł loool). 

O 7:30 był pick up spod hostelu (musieliśmy podejść z pilotem pare minut do autobusu) i ruszyliśmy. Oczywiście bez przygód, jak na nas przystało nie mogło się obyć 😀😀 Otóż po drodze w naszym gracie brakło płynu w chłodnicy i kierowca najpierw zaczął wlewać wodę, którą mieli rozdawać turystom. Potem gdy jej brakło zacząć prosić o prywatną 😀😀 Po jakimś czasie stanęliśmy na pół godziny na pasie awaryjnym na autostradzie, żeby auto przestygło i pojechaliśmy dalej.  

Wycieczką za 40zł byłam zszokowana bo naprawdę było na niej dużo atrakcji i trochę nie mieści mi się we łbie dlaczego ona kosztowała tylko 4 dychy?! 

Na start popłynęliśmy dużą łodzią po sporych rozlewiskach Mekongu. Później odwiedziliśmy fabrykę cukierków kokosowych, popływaliśmy łodziami (już tym razem bez silnika) po wąskich kanałach wśród bujnej roślinności.Później zjedliśmy lunch (też za free), znowu płynęliśmy łodziami (tym razem małymi z silnikami) i dostaliśmy się z powrotem na stały ląd. Na końcu zahaczyliśmy jeszcze o duży posąg buddy (Vinh Trang pagoda) i stamtąd ruszyliśmy do HCMC. Mieliśmy ok 2h jazdy. 

Dzień 2.

Ten ostatni dzień w Wietnamie spędziliśmy w Sajgonie, który jakoś nas nie urzekł (np. przez szczury latające po ulicach i uliczkach lool hahaha). Niemniej jednak miejscem które naprawdę warto odwiedzić jest Muzeum Pozostałości Wojennych (War Remnants Museum). 

Wstęp tam w dalszym ciągu kosztuje 40 000/ osobę. Nam udało się w kolejce po bilety czekać może 10min. Muzeum jest warte odwiedzenia, oprócz wystaw bronisprzętów pojawia się sporo akcentów multimedialnych. Zdecydowane must see w Sajgonie 

Oprócz tego plątaliśmy się obok bazyliki katedralnej Notre Dame (tak dobrze napisane), ale niestety była ona w remoncie i nie udało się wejść do środka.  Byliśmy też koło budynku starej poczty, na targu i koło 16 wróciliśmy do naszego lokum żeby się ogarnąć bo o 17:20 ruszaliśmy autobusem miejskim (numer 109) na lotnisku na dalszą część naszej przygody 😉 

Ogólny post o naszych dalszych losach powstał tu, łapcie: https://activemove.pl/sri-lanka-w-8-dni/