Dzień dobry,

Dzisiaj będzie trochę o Kazbegi i naszej ciechej nadziei, że pojeździmy w Gruzji w kwietniu na nartach. 😉

Po długim i męczącym dniu w Tbilisi był czas na szybkie spanie. Rano wczesna pobudka i lecimy na metro aby łapać marszrutkę do Kazbegi!

Metrem dojeżdżamy  do stacji Didube,  tam też znajduje się dworzec  autobusowy,  z którego odjeżdżają marszrutki we wszystkie kierunki  Gruzji.  Na dworcu stoi milion busików, łatwo jednak jest znaleźć ten właściwy. Panowie kierowcy widząc, że jesteście turystami was pokierują .  Każdy pojazd ma tabliczkę za oknem, te jadące w turystyczne miejsca mają napis dodatkowo w naszym alfabecie.

Na drogę kupiliśmy sobie po gruzińskim smakołyku, czyli tzw snikersie :P. Dla mnie nazwa bez sensu, bo nie ma to nic wspólnego  z prawdziwym snickersem. Czurczchela, jak nazywa się to fachowo, przygotowywane są z orzechów i kisielu zazwyczaj winogonowego, a następnie są suszone jak kiełbasa :P.

No to ruszamy!!

Gruzińska Droga Wojenna

Droga do Kazbegi to tzw Gruzińska Droga Wojenna. Wiedzie ona z Tbilisi aż do Władykaukazu, oddalonego o ok. 200km.

Tak naprawde do Stepantsmindy,  jest to nowa nazwa Kazbegi, warto pojechać nawet dla samego faktu przejazdu Drogą Wojenną. Widoki zapierają dech w piersiach, najwyższa przełęcz  (Przełęcz Krzyżowa) znajduję się na wysokości prawie 2400m.n.p.m. Droga przez wiele lat była wykorzystywana do przemarszu wojska ale i celów handlowych. Cieżarówek faktycznie mijaliśmy mnóstwo, pojazdów wojskowych natomiast nie spotkaliśmy.

Pierwszym postojem na naszej trasie była twierdza Ananuri, położona ok. 60km od stolicy. Nie było czasu,  żeby wejść do środka, ale rzucić okiem się udało. Poniżej twierdzy, nad którą królują wieże kościoła znajduje się sztuczny zbiornik wodny….niestety był on wyschnięty 😛

Jedziemy dalej. 

Po drodze mijamy kilka tuneli, za oknem zaczyna pojawiać się krajobraz wysokogórski.

Na Przełęczy Krzyżowej robimy kolejny przystanek. Znajduje się tam dziwna budowla, która okazuje się być Pomnikiem Przyjaźni Rosyjsko- Gruzińskiej. Widoki z balkonów pomnika zabójcze!

Następnym ciekawym mijanym przez nas miejscem był ośrodek narciarski Gudauri. Widząc te góry dookoła postanowiliśmy zrobić wszystko, żeby móc być tam w dniu następnym w butach narciarskich i zapiętych nartach!

Do Kazbegi dotarliśmy przed południem, zakwaterowani byliśmy w Emma’s guesthouse. Bardzo polecamy. Tak się złożyło, że kierowca marszrutki zakwaterował nas w pokoju 😛 właścicielka była wówczas…w Tbilisi u brata w szpitalu. W Gruzji znają się chyba wszyscy 😛

Cminda Sameba

Największą atrakcją w Kazbegi jest bez wątpienia Cminda Sameba, czyli kościół Świętej Trójcy. Jest on położony na wysokości 2170m.n.p.m. Gruzińska atrakcja pocztówkowa. Dostać się tam można albo samochodem terenowym albo na piechotę. My oczywiście wybraliśmy tą drugą opcję :P. 

Trasa na górę nie jest bardzo wymagająca, szliśmy około 2h, częściowo po trasie którą jechały z turystami samochody terenowe. W miejscu gdzie wychodzi się z lasu, zaczyna się płaskowyż  i najlepsze widoki. Przez ostanie 20 minut idzie się wprost na Cminde Samebę i podziwia się niesamowite krajobrazy. 

 Teraz niestety tak kolorowo już nie będzie nigdy… ;(. Na górze wybudowano niestety duży parking, który oszpeca to piekne miejsce. Bardzo się cieszę, że mogliśmy tam być 3 lata temu.

Idąc płaskowyżem do kościółka za plecami króluje góra Kazbek. Jedna z najwyższych gór Kałkazu mierzy ponad 5tys metrów. Podobno technicznie Kazbek jest szczytem o wiele bardziej trudniejszym do zdobycia niż najwyższy szczyt Kałkazu – Elbrus. Głównie jest to za sprawą lodowca Gergeti.

Najpiękniejszy jednak widok na całą okolicę pojawią się po dotarciu do Cmindy Sameby.

Do kościółka można oczywiście wejść, kobiety jednak nie powinny zapomnieć o pożyczeniu chusty, którą powinny się zakryć.

Postanowiliśmy, że na dół będziemy schodzić trochę na przełaj. Tuż za świątynia znajduje się stroma ścieżka w dół.

Po powrocie do miasteczka pokosztowaliśmy lokalnych przysmaków- chaczapuri oraz chinkali.

Następnego dnia rano, tradycyjnie wstaliśmy bardzo wcześnie i zjedliśmy pyszne śniadanie u naszej gospodyni.  Mnie najbardziej pozostał w pamięci przysmak z bakłażana, niestety zdjęcia brak…

Naszym celem tego dnia był ośrodek narciarski Gudauri, nie mogliśmy się już doczekać 😉

Po wyjściu od Emmy ukazał się przed nami taki oto widok….

Narty w Gruzji!!

Wsiedliśmy w marszrutke jadącą do Tbilisi i wysiedliśmy pod samym ośrodkiem. Oczywiście na dzień spędzony na stoku nie byliśmy do końca przygotowani- brakowało nam chociażby spodni narciarskich :P. Wypożyczyliśmy jednak sprzęt i udaliśmy się po ski pass do kas. Za karnet oraz sprzęt zapłaciliśmy niecałe 100zł/os.

 Gudauri jest pięknie położonym ośrodkiem. Najwyższy szczyt,na który wyjeżdża się krzesełkiem ma 3250m.n.p.m. W regionie znajdują się obecnie 2 gondole, 6 wyciągów krzesełkowych oraz kilka orczyków. Naprawdę jest gdzie pojeździć.

Poniżej kilka ujęć z całego pobytu w Gudauri!!

Po co nam krem z filtrem w Gruzji..?! 

Jak już wspominałam wcześniej, nie byliśmy do końca przygotowani na cały dzień spędzony na stoku…. Do Gruzji nie wzieliśmy ze sobą również kremu z filtrem….. Wyobraźcie więc sobie jak wygladały nasze buzie po całodziennym dniu jazdy w pełnym słońcu na takiej wysokości ….. 😛

 

W południe było wręcz  upalnie więc w zasadzie jeździliśmy już w samych koszulkach. Oczywiście warunki śniegowe przez mocne słońce się pogorszyły, było jednak tak super, że jeździliśmy w zasadzie do momentu, kiedy kolana zaczęły nas już boleć od jazdy po ciężkim śniegu.

Po oddaniu nart  podeszliśmy na główną drogę aby złapać marszrutkę, która zawiezie nas do Tbilisi.

Następny dzień miał być naszym ostatnim pełnym dniem w Gruzji…..